piątek, 24 lutego 2012

Pizzeria Piccolo, Szczecin, al. Wojska Polskiego 42

Piccolo - prawdopodobnie ok. 2005 roku
Podróż sentymentalna. Szczecin - moje miasto rodzinne. Trzeba pokazać następnemu pokoleniu jak wyglądało to miasto 30 lat temu czyli właściwie w prehistorii. Uwaga dla młodszych czytelników: po Szczecinie nie ganiały wtedy już dinozaury. Wyprawa najdłuższą ulicą miasta: aleją Wojska Polskiego. To taki szczeciński odpowiednik warszawskich Alej Jerozolimskich czy poznańskiej ulicy Dąbrowskiego. Kino Pionier, jak się teraz okazało najstarsze działające kino na świecie, które kiedyś było największą porażką. Zaraz obok straszący ciemnymi witrynami budynek największego kina w mieście - kina Kosmos. Idąc dalej w kierunku placu Zgody mijamy przygnębiające, zabite dechami i obklejone starymi plakatami budynki "Lucynki i Paulinki" czy "Mody Italiano". Idziemy dalej do celu naszej dzisiejszej wędrówki. Kolejne lokale do wynajęcia. Docieramy do małego placyku, gdzie kiedy była dość brzydka fontanna przez wielu szczecinian nazywana "ścianą płaczu". I na tym właśnie placyku odnajdujemy kultowe dla mojego pokolenia miejsce - pizzerię Piccolo.


Położenie (****)
Jak opisywałem powyżej lokal położony jest w niezłym miejscu w samym centrum miasta. Problemem jest oczywiście możliwość zaparkowania samochodu, bo od strony Wojska Polskiego nie, na placyku nie. To gdzie? Chyba wyłącznie od tyłu, od ulicy Ściegiennego i Królowej Jadwigi.


Piccolo - aktualny (!) wystrój
Styl (*)
Piccolo nie jest pozbawione stylu. Tak myślę. To jest pomieszanie kiczowatego stylu lat osiemdziesiątych z nową chyba tendencją do przeozdabiania lokali. Niestety zostały usunięte loże z obitymi czerwonym skajem ławami, które kiedyś nadawały tej restauracji pewnego uroku. Bo biznes, bo więcej stolików wejdzie, a ludzie też bardziej wybredni - każdy by chciał przy swoim oddzielnym stole zasiąść. Na ścianie zamykającej lokal widać (na zdjęciu obok też) jeszcze pozostałości po tym "ekologiczno-skórzanym" wystroju. 


Atmosfera (**)
Atmosfera kultowego lokalu lat osiemdziesiątych niestety gdzieś zanikła. Pizza i lampka wina z dziewczyną - to przecież pamiętamy. Nie było to w końcu tak dawno. Chyba przesadziłem z tym "kultowym" lepiej byłyby nazwać to popularnym czy modnym. Teraz nie wygląda żeby był popularny czy modny choć trzeba przyznać, że kilka stolików było cały czas zajmowanych mimo zmieniających się gości. Wygląda na to, że lokal odwiedzany jest przez innych klientów z tych samych powodów, dla których ja tam teraz trafiłem. Ach te sentymenty,


Piccolo ok. '85 - za barem pani, która nas dziś obsługiwała
Obsługa (**)
Miła, nie młoda pani jako kelnerka. Pracuje tam chyba od zawsze. Nawet znalazłem jej zdjęcie z lat osiemdziesiątych. Niezwykle ciekawym rozwiązaniem, rodem z poprzedniego systemu, a egzystującym po dziś jest "Szatnia płatna, obowiązkowa". Przy wejściu wita nas pani szatniarka z prośbą o pozostawienie wierzchnich okryć pod jej opieką. Myślałem, że czasy płatnych szatni bezpowrotnie minęły ale się myliłem. 


Kuchnia (***)
To dla tej nowości na szczecińskim rynku gastronomicznym pod Piccolo ustawiały się kolejki. Uwierzcie mi, tak było na początku lat osiemdziesiątych. Pizza na grubym cieście. Kiedyś myślałem i nie byłem sam w tej opinii, że to jest jedyny rodzaj pizzy jaki istnieje. Jak kilka lat później próbowałem tradycyjnej pizzy neapolitańskiej (na cieniutkim półkruchym cieście) to mi wręcz nie smakowała, bo "za mało ciasta". 

W latach osiemdziesiątych pizza w Piccolo nie występowała w wielu odmianach. Jeśli dobrze pamiętam można było zamówić z serem i pieczarkami lub z dodatkową szynką. Pizza miała 3-4 cm grubości z  czego większość to było drożdżowe ciasto. Na wierzchu zamówione ingrediencje, sos pomidorowy i co... groszek zielony! Wyobraźcie sobie, że jako opcję (płatną) można było sobie zamówić dodatkowy sos i ewentualnie dodatkowy groszek. Domówienie keczupowatego sosu było jak najbardziej zrozumiałe ze względu na ilość ciasta jaką się otrzymywało. Żeby to przełknąć trzeba było domówić sos. 
Teraz menu Piccolo nieco się zmieniło. Doszły oczywiście pizze na cienkim cieście w kilkudziesięciu odmianach. Pizzę na grubym cieście można wciąż zamówić (na szczęście dalej na kawałki). Przybyło jej kilka odmian, głównie poprzez dodanie salami. Nie ma już opcji na dodatkowy sos czy groszek. Danie wygląda dokładnie jak na poniższym zdjęciu. 

Piccolo - szlagier z lat osiemdziesiątych - pizza na gruuuubym cieście
Podsumowując kuchnię pizzerii Piccolo muszę stwierdzić, że niewiele się zmieniło przez ostatnie 30 lat. Dawne smaki właściwie pozostały lecz gusta gości ewoluują, wymagając dostosowania kuchni do ich nowych oczekiwań. Tego w Piccolo się nie robi.


Punktacja ogólna: ** - dwie gwiazdki


Wszystkie zdjęcia zaczerpnąłem z serwisu: http://www.piccolo.szin.pl

środa, 15 lutego 2012

El Greco, Warszawa, ul. Grzybowska 9

Szukacie wyżerki w stylu greckim nie oddalając się o więcej niż kilkaset metrów od Pałacu Kultury. To udajcie się do restauracji EL GRECO, rzecz jasna w Warszawie.



Położenie (*****)

Restauracja zlokalizowana jest przy ul. Grzybowskiej 9 ok. 100 metrów od skrzyżowania z Jana Pawła II. Warszawiakom nie muszę oczywiście tłumaczyć jakie jest to położenie. Samo centrum, biznesowe centrum. W pobliżu biurowce między innymi PZU Tower, Atrium, hotel Westin i Mercure... Nie wymienię wszystkich bo ich nie znam, nie mówiąc już o ilości miejsca jakie by to wymagało. Dla mnie położenie wręcz idealne z prostej przyczyny. W te właśnie okolice każdego miesiąca przyjeżdżałem służbowo. I niejednokrotnie miałem okazję korzystać z tego lokalu.

Styl (**)
Tak, wiem, ma nawiązywać do greckiej stylistyki. Jasny, przestronny, nie przeozdobiony. OK, ale do mnie nie przemawia. Marmur na podłodze. Bardzo proste wręcz surowe wnętrze. Słup udający drzewo. Pewnie wielu z Was się ze mną nie zgodzi. Ale mnie to nie przekonuje. Ponoć wnętrze zaprojektowane zostało przez greckiego designera. Grecka knajpa to tawerna a nie elegancka high-endowa restauracja. Ale może się mylę?

Atmosfera (**)
Wystrój wnętrza opisałem nieco w poprzednim akapicie a to właśnie on, wystrój, nie akapit, wpływa na atmosferę lokalu. Brakuje mi w El Greco ciepła greckiej tawerny. Goła, marmurowa podłoga daje niestety pogłos i przy niewielkiej liczbie gości tworzy niezbyt przyjemny dla ucha szum. Ciekawym rozwiązaniem dla palaczy jest kabina zwana czasem akwarium czyli możliwość palenia w lokalu. Mimo, że jest ustawiona niemal na środku głównej sali, mimo, że jest właściwie tylko "wiatą" otwartą z jednej strony w lokalu nie czuć smrodu palaczy. Brawa dla projektanta tego urządzenia. Atmosfery nie psuje dym papierosowy.

Obsługa (****)
Trudno im coś zarzucić. Uprzejme panie przyjmują gości, odbierają wierzchnie okrycia, prowadzą do stolików itd. itd... Większość kelnerów to mężczyźni, bo tak jest w większości greckich restauracji. Tradycja?! Co prawda danie jakie polecają nie zawsze są rzeczywiście najlepszym wyborem. Być może kierownictwo naciska.

Kuchnia (*****)
To jest niewątpliwie największy atut El Greco. Jedzenie jest wyborne. Po greckiemu przygotowane i przyprawione. Wyobraźcie sobie sos tzatziki, mocno czosnkowy, ale wokół roztacza się zapach świeżych ogórków. To jest wręcz nieprawdopodobne. Do godzin wczesnopopołudniowych oferowane jest menu lunchowe o naprawdę imponującym zakresie. Osobom nie znającym dobrze kuchni greckiej szczerze polecam mix grillowy, kilka kawałków różnych mięs (między innymi filet z kurczaka, polędwica wołowa i polędwiczka wieprzowa). Soczyste ale wysmażone. W sam raz dla mojego podniebienia. Nie mogę również nie wspomnieć o chyba najlepszym daniu El Greco souvlaki oriental czyli szaszłyczkach z polędwicy jagnięcej podawanych z sosem tzatziki (pisałem wcześniej, palce lizać). To jest kulinarny orgazm na podniebieniu. Najdelikatniejsze mięso jagnięcia, rozpływające się w ustach. Nie mogę więcej o tym pisać, bo ślina na klawiaturę cieknie. Kto nie spróbuje, ten nie zrozumie.

Punktacja ogólna: **** - cztery gwiazdki, choć jeszcze dodałbym pół za te suvlaki

Zdjęcia zaczerpnąłem ze strony restauracji: http://elgreco-restauracja.pl

niedziela, 12 lutego 2012

Drwala Kanapka

Tym razem poświęcę parę linijek tekstu jednej potrawie z sieci McDonald's. Co prawda mija się to nieco z moją pierwotną wizją "Krytyka Coolinarnego", bo junk food to nie jest jedzenie, jednak nie mogę przejść obok tego obojętnie.

Kanapka Drwala, bo to o niej chciałbym napisać, to jeden z nowych, sezonowych produktów oferowanych w polskiej sieci amerykańskiego giganta. Niezwykle bogata kanapka obejmująca duuużą bułę (posypaną prażoną cebulką zamiast standardowego sezamu), hamburgera, plasterek żółtego sera, mocno wysmażony, chrupiący bekon i placek serowy. Nie będę, oczywiście, opisywał dodatków jak sałata, pomidory czy sos majonezowy. Całość nieźle skomponowana smakowo, typowo pod zimowe śmieciowe żarcie. 

Jak zapewne zauważyliście kanapka ta zawiera wiele warstw (większość wymieniłem) i mimo, że każda z nich nie jest imponującej grubości to jednak jedzenie tego kulinarnego wieżowca nie upaprawszy się np. wyciekającym majonezem lub wysuwającym pomidorem, graniczy z cudem. 

Jednak największym mankamentem tego dania jest placek serowy. Wygląda to na gruby plaster miękkiego żółtego sera (ponad 0,5 cm) grubo panierowanego i oczywiście usmażonego w głębokim tłuszczu. Problem z nim polega na tym, że nie sposób poczuć jego smak w kanapce. Jest tak wściekle gorący! Jedząc pierwszy raz ten wynalazek poparzyłem sobie podniebienie. Pomny tego doświadczenia ponownie będąc zmuszony do posilenia się restauracji "pod złotymi łukami" (rozumiecie pewnie co to przejmujący głód) ostrożnie podszedłem do pierwszego kęsa. Niestety nie wiele to dało, znowu się oparzyłem. Na dodatek wypływający z placka ser ściekał mi po brodzie. Nieco zrezygnowany postanowiłem poczekać z kolejnym gryzem, aż ser trochę ostygnie. Rozpocząłem intensywne kontemplowanie nowego wystroju bistro, które z niewiadomych przyczyn nazywane jest restauracją. Nowoczesny, nie nadmuchany design. Stonowane kolory w odcieniach beżu i brązu. Ładne, proste, moderne. Tylko po co? McD chce pretendować do wyższej kategorii? Ciekawe jakiej? Miłą restauracją na kolację we dwoje? Sympatycznym lokalem do posiedzenia z przyjaciółmi? Czy przytulną kafejką do pogadania? Naprawdę nie wiem. Głupi jestem i tyle...

Wracając do Drwala. Kanapka przestygła, spróbowałem... Rzeczywiście hamburger niemal zimny, podobnie jak pozostałe elementy lecz nie placek serowy. On dalej parzy! Myślę, że firma powinna umieszczać wielkie ostrzeżenia dla kupujących ten specjał typu "Nawet drwale parzą sobie pyski naszym serowym plackiem"...

Ku rozwadze właścicielom sieci.

Zdjęcie zaczerpnąłem ze strony: https://www.mcdonalds.pl/zima/. Oczywiście bez zgody McD ;)

sobota, 11 lutego 2012

Punktacja



Postanowiłem do moich opinii o lokalach, z których korzystałem dodawać również punktację wzorem niedoścignionego czerwonego "Michelin Guide". Rzecz jasna nie mam ambicji sięgających tak wysoko, ale trzeba mieć jakiś wzór chyba, że się wymyśla coś zupełnie nowego. Ja Ameryki nie odkrywam więc sięgam po najlepszy wzorzec jaki znam.

Będę zamieszczał te gwiazdeczki oddzielnie dla każdej kategorii (położenie, styl, atmosfera, obsługa i kuchnia), a ich ilość oznaczać będzie moje wrażenia i wskazówki dla Was. Oto punktacja:

*         - omijaj z daleka
**       - jedz tylko gdy grozi Ci śmierć głodowa
***     - smacznie, choć nie wszystko
****   - naprawdę dobre
***** - wybitne

Na koniec zawsze będę zamieszczał ogólną punktację dla danego lokalu. Nie będzie to zwykła średnia arytmetyczna z gwiazdek przydzielonych wcześniej lecz jak zwykle moje subiektywne ogólne wrażenie z największym naciskiem na jakość podawanego tam jedzenia.

piątek, 10 lutego 2012

Zajazd Dukat - Stary Dębsk


Zajazd Dukat (***) znajduje się przy drodze z Sochaczewa do Łowicza. Jeżdżę tędy kilka razy w miesiącu i niemal zawsze zatrzymuję się w tym właśnie miejscu. Zapytacie dlaczego? Powinienem odpowiedzieć, że ze względu na świetną kuchnię, styl wnętrza czy atmosferę. Nic z tych rzeczy. Korzystam, bo jest we właściwym miejscu. Po minięciu wszystkich korków wyjazdowych z Warszawy.

No teraz trochę konkretów:

Położenie ***
Tak jak wcześniej wspominałem Zajad Dukat jest doskonale położony, bezpośrednio przy drodze E30 pomiędzy Sochaczewem a Łowiczem, z wielkim parkingiem dla ciężarówek. Idealne miejsce dla tych co wracają ze stolicy w kierunku Poznania a nie dali rady załapać się na lunch w Warszawie.

Styl **
Hmm. Opisywanie styl mija się nieco z sensem. Pretensjonalny projekt zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz nawiązujący do "starych" zajazdów przydrożnych.

Atmosfera i obsługa **

Atmosfera lokalu przypomina nieco lata osiemdziesiąte. Podgrzewana jest troszkę kominkiem, który od wczesnej jesieni do późnej wiosny wesoło skrzy się na jednej ze ścian. Podobnie obsługa, choć urodzona pewnie pod koniec tej dekady. Nigdy nie czekajcie na kelnerkę, żeby złożyć zamówienie, bo zamiast obiadu doczekacie się kolacji. Zamówienie najlepiej złożyć bezpośrednio przy barze.

Jedzenie ***
Kuchnia typowa dla przydrożnych barów: schabowy, żurek, "dewolaj" we wszystkich możliwych mutacjach.  Najważniejszą zaletą jest fakt przygotowywania potraw na zamówienie. Nie korzystają z kuchenki mikrofalowej, żeby przyszybszyć, żeby "klient był bardziej zadowolony". Na szczególną uwagę zasługują duszone żeberka, które można zamówić wyluzowane, czyli już pozbawione kości. Rozpływają się wręcz w ustach z dobrym choć nieco mdłym zagęszczonym sosie własnym.
Prawdziwym rarytasem są natomiast zasmażane buraczki. Przyznam szczerze, że to chyba najlepsze danie w tym zajeździe. Ani za słodkie, ani za kwaśne, ani ziemiste. Po prostu niebo w gębie. Czasem tylko brakuje im głębokiego koloru.

Punktacja ogólna: *** - trzy gwiazdki

Wszystkie zdjęcia zaczerpnąłem ze strony Zajazdu: www.zajazd-dukat.pl

Zaczynamy...

Witam wszystkich serdecznie, choć na początku pewnie nie wielu to przeczyta.

Na tym blogu będę starał się prezentować moje wrażenia z pobytów w różnego rodzaju przybytkach kulinarnych. Nie będę raczej zamieszczał przepisów (ileż takich blogów już istnieje). Skoncentruję się raczej na moich niezwykle subiektywnych odczuciach głównie na podniebieniu.

Życzę miłej lektury.

Rafał Markiewicz